Krzątałam
się po mieszkaniu, mając pełną głowę przykrych i
przytłaczających mnie myśli. Odkąd na głos opowiedziałam
wszystko, co działo się ze mną przez cztery minione lata,
odnosiłam wrażenie, że ta okropna historia cały czas się za mną
snuła zupełnie tak, jakby chciała dodać coś więcej. Znów
zatrzymałam się nieco dłużej przy Hope, uświadamiając sobie, że
tak naprawdę uniknęła życia w ciągłym strachu. Nie była już
skazana na upokorzenie, ból i przetrzymywanie w tak obskurnym
miejscu. Wyjazd do Londynu miał być dla nas ucieczką,
schronieniem, ale niestety przeoczyłam to, że przez cały czas
stanowiłyśmy idealny obiekt do obserwacji. Gregor i jego ludzie
tworzyli plan, dzięki któremu mogli dopaść nas w każdym
momencie. W pierwszej chwili chciałam znów oddać się w wir
ucieczki, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to nie miało już
żadnego sensu. Odnaleźliby nas nawet na końcu świata.
Usłyszałam
nagle stanowcze pukanie do drzwi. Z początku mimowolnie pomyślałam
o Harrym, jednak zaraz po tym przypomniałam sobie o koncercie, o
którym wspominał. Zostało w prawdzie jeszcze kilka godzin, ale z
pewnością mieli pełne ręce roboty. Szybko odgoniłam od siebie
wizje dotyczące uśmiechającego się w progu chłopaka, podążając
w kierunku drzwi. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam drobną sylwetkę
Eileen, za którą stał bardzo przygnębiony Zayn. Wpuściłam ich
do mieszkania, nie odzywając się ani słowem. Towarzystwo kuzyna
jak najbardziej mi odpowiadało, szczególnie, że zaczynałam się o
niego bardzo poważnie martwić. Ciągle chodził smutny, nie miał w
sobie tej energii, którą widziałam u niego za pierwszym razem, gdy
spotkaliśmy się w pamiętnym sklepie. Od zobaczeniu Kayli na
posterunku, jego nastrój zmienił się całkowicie. Smutek pogłębił
się jeszcze bardziej po wyznaniu w liście i chociaż chłopak
zarzekał się, że wszystko było w porządku i że Ferland już go
nie obchodziła, tak naprawdę męczył się z tym faktem. Chciałam
w jakiś sposób odwdzięczyć mu się za okazywaną mi pomoc, ale
jedyne co mogłam zrobić w tej sytuacji, to wspieranie go. Nie
chciał już niczego wyjaśniać z Kaylą, a ja nie zamierzałam na
niego naciskać i wbrew jego woli nakazywać, by udał się pod jej
nowy adres. Potrafiłam go zrozumieć, bowiem dziewczyna naprawdę
bardzo go zraniła, a poza tym uważałam, że ich związek nie
miałby przyszłości. Kayla z tak mroczną przeszłością jak moja,
nie miała prawa wciągać w to wszystko kogoś takiego jak Zayn,
który i tak wiedział już o kilku jej problemach. W tym momencie
poczułam ukłucie w sercu, bowiem przypomniałam sobie, w jakiej
sytuacji sama postawiłam Harry'ego. Wiedział dosłownie o
wszystkim, a to narażało go na ogromne niebezpieczeństwo. Mimo
tego, nie potrafiłam wyzbyć się uczucia wciąż ogarniającej mnie
ulgi, za każdym razem, gdy tylko sobie o tym przypomniałam.
Jeśli
chodziło o Eileen, niechętnie znosiłam jej obecność tutaj. Kiedy
tylko zjawiła się w Londynie, żywiłam do niej wielką urazę,
jednak okazała mi wiele wsparcia i miłości w trudnych dla mnie
chwilach po śmierci Hope, a w naszych relacjach zdołała przełamać
się chociażby połowa muru. Niestety, swoim zachowaniem na
pogrzebie udowodniła, że nie była warta mojego przebaczenia i że
tak naprawdę przez ostatnie dwa lata bardzo się zmieniła. Nigdy
nie pokazywała się od takiej strony, jednak mogłam tylko
przypuszczać, że to za sprawą Conrada. U jego boku miała
wszystko, czego tylko potrzebowała, często wyprawiała drogie
przyjęcia, spotykała się ze swoimi znajomymi i na nic nie mogła
narzekać. Nigdy szczególnie nie szczyciła się swoją pozycją,
bowiem nie należeliśmy do najbogatszych rodzin w Nowym Jorku, ale z
drugiej strony mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy, by pozwolić
sobie na różnego rodzaju luksusy. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo się zmieniła.
-
Ronnie... - zaczął niepewnie Zayn, na którego spojrzałam
zdziwiona. - Nie miej żalu do Harry'ego, za bardzo na niego
naciskałem, to moja wina. Wszystko mi powiedział.
Dopiero
teraz dotarło do mnie to, dlaczego Malik przyszedł tak bardzo
przygnębiony. Na sercu zrobiło mi się od razu cieplej, bowiem
oznaczało to, że tak naprawdę Zayn przejmował się moim losem. W
gruncie rzeczy cieszyłam się, że miałam kogoś takiego przy
sobie. Kuzyn był mi bardzo potrzebny, choć nie zdawał sobie z tego
nawet sprawy. Moja wdzięczność za wszystko, co dla mnie zrobił,
odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy w Londynie, nie znała
granic. Szybko powróciłam myślami do tego, co właśnie
powiedział. Nie byłam na
nikogo zła. Harry wyświadczył mi ogromną przysługę, bowiem nie
musiałam opowiadać tej historii drugi raz, a doskonale wiedziałam,
że Malik zasługiwał na to, by ją poznać. Co prawda, Styles nie
odtworzył jej słowo w słowo, ale jakkolwiek nie została
powiedziana – robiła wrażenie. Podniosłam swój smutny wzrok,
przyglądając się chłopakowi. Chwilę później wtuliłam się w
jego ramiona, czując się bezpiecznie.
- W
porządku – odparłam cicho, wciąż nie podnosząc głowy. -
Pewnie jeszcze długo zwlekałabym z tym, żeby ci powiedzieć.
Dobrze, że po prostu już wiesz. Ulżyło mi.
-
Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał stanowczo, jednak w jego
głosie nie dostrzegłam żadnej złości czy pretensji. - Na pewno
coś bym wymyślił.
- Co
byś zrobił? - odsunęłam się od niego, patrząc mu prosto w oczy.
- Byłam u twoich rodziców, o wszystkim im powiedziałam, ale nie
kiwnęli nawet palcem. Bali się, że jeśli mi pomogą, twoim
siostrom przytrafi się to samo, więc odwrócili się ode mnie.
Zresztą, nie tylko oni.
Tym
razem przeniosłam wzrok na przysłuchującą się naszej rozmowie
Eileen, w oczach której dostrzegłam łzy. Musiałam mocno się
postarać o to, by nie wybuchnąć płaczem, bowiem byłam
zdecydowanie za słaba. Chciałam, żeby emocje jakie pokazywała
kobieta, okazały się prawdziwe, ale mimo wszystko nie potrafiłam
znów jej zaufać. Szczególnie, że sama bardzo dobrze znała tę
historię, ale nic nie zrobiła. Wróciła pokornie do Conrada i
zapomniała o istnieniu swoich córek. Dostrzegłam pytające
spojrzenie Zayna, na co jedynie ciężko westchnęłam. Trudno było
mi do tego powracać, tłumaczyć wszystko od początku, ale Malik
niczego nie wiedział. Nie miał pojęcia, z jakiego powodu żywiłam
tak wielką urazę względem Eileen. Mógł się domyślać, ale nie
sądziłam, że uwierzyłby, że kobieta po prostu nas zostawiła i
skazała na ciągłe życie w strachu.
-
Conradowi udało się zamknąć Eileen w zakładzie psychiatrycznym,
zrobił to celowo, żeby nikt nie przeszkadzał mu w realizacji
planów – szepnęłam, czując ogarniającą mnie złość na samo
wspomnienie tamtych chwil. - W dniu ucieczki odwiedziłam ją i
błagałam, by w jakiś sposób nam pomogła. Została wierna
Conradowi, który ją zastraszał. Była naszą ostatnią nadzieją,
ale również zawiodła.
-
Gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłam inaczej – odezwała się
ciemnowłosa kobieta, zbliżając się do mnie o kilka kroków. Tak
naprawdę nie chciałam słuchać jej marnych wyjaśnień, nie
zasługiwała na kolejną szansę. - Przepraszam za swoje zachowanie
na pogrzebie Hope, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przyjechałam
tutaj naprawić relacje z tobą, rozwód z twoim ojcem miał być na
to dowodem, a tymczasem wszystko zepsułam.
-
Wciąż nie rozumiesz, co mam ci za złe? - spytałam zdziwiona, nie
nabierając się na spływające po jej policzkach łzy. Starałam
się być twarda. - Nie chodzi tylko o to, że potraktowałaś Hope,
jakby nic dla ciebie nie znaczyła. Nie potrafię wybaczyć ci tego,
że nie kiwnęłaś nawet palcem, żeby powstrzymać Conrada przed
tym, co mi robił. Nie masz pojęcia, przez co przechodziłam.
-
Pamiętasz nasze rozmowy o wyjeździe z Nowego Jorku? - całkowicie
zmieniła temat, nie odnosząc się do tego, co przed chwilą jej
zarzuciłam. Ze zrezygnowaniem kiwnęłam tylko głową. - Próbowałam
nakłonić cię w ten sposób do ucieczki, bo wiedziałam, co szykuje
dla ciebie Conrad. Nie mogłam tego powiedzieć na głos, wszędzie
założył podsłuch. Kiedy przyszłaś do zakładu, byłaś tak
bardzo zdeterminowana. Wiedziałam, że sobie poradzicie. Musiałam
wrócić do twojego ojca, żeby się nie zorientował.
- I
trwało to aż dwa lata? - zadrwiłam, nie wierząc w ani jedno jej
słowo. Mój dobry nastrój po przeczytaniu notatki od Harry'ego pękł
w ułamku sekundy jak bańka mydlana. Uczucie złości jeszcze
bardziej spotęgowało. - Miałaś wystarczająco dużo czasu, żeby
nas znaleźć i z nami zostać. Razem na pewno dałybyśmy radę.
Teraz nic już nie będzie takie samo, Hope odeszła.
Wyminęłam
Eileen, rzucając jednocześnie w stronę Zayna przepraszające
spojrzenie. Pognałam do swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Nie miałam ochoty dłużej wysłuchiwać kłamstw, które kobieta
miała do zaoferowania. Próbowała na nowo zdobyć moje zaufanie,
jednak nie zamierzałam ułatwiać jej zadania w żaden sposób. Nie
wyobrażałam sobie, że mogłabym wybaczyć Eileen w najbliższym
czasie, ale nie wykluczałam też takiej możliwości. Potrzebowałam
sporo czasu, żeby wszystko dokładnie sobie poukładać, przemyśleć
i zobaczyć, że nie było innego wyjścia z tej sytuacji. Czy mogłam
obwiniać Eileen za nieudzielenie pomocy, kiedy sama jej
potrzebowała? Wiedziałam, że uraza będzie gościła jeszcze długi
czas w moim sercu, ale miałam szczerą nadzieję na to, że któregoś
dnia spory między nami ustaną.
Przeniosłam
wzrok na nocną szafkę, na której Harry zostawił łańcuszek.
Wzięłam go do ręki, obracając i dokładnie oglądając.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, zakładając błyskotkę
na swoją szyję. Chłopak podarował mi coś, co naprawdę miało
dla mnie wielkie znaczenie. Ogromnie doceniałam jego miły gest,
zdałam sobie sprawę, że ten łańcuszek już na zawsze będzie mi
o nim przypominał. Usłyszałam za sobą dźwięk otwieranych drzwi,
w których zobaczyłam sylwetkę Zayna. Uśmiechnął się do mnie
nieśmiało, zajmując miejsce obok na łóżku. Objął mnie
ramieniem, a ja delikatnie ułożyłam na nim swoją głowę.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, nie potrzebowaliśmy rozmawiać,
bowiem żadne słowa nie potrafiły oddać tego, co oboje
odczuwaliśmy. Cieszyłam się, że moje kontakty z Malikiem uległy
tak diametralnej przemianie przede wszystkim dlatego, że zdałam
sobie sprawę, iż to nie on ponosił winę za decyzje swoich
najbliższych. To prawda, kiedyś w ogóle nie przejmował się losem
innym, widział jedynie czubek własnego nosa, jednak teraz nie było
ani śladu po tamtym chłopaku. Troszczył się o mnie, chciał, bym
czuła się tutaj w Londynie jak najlepiej. Miałam również
pewność, że jeśli zaszłaby taka potrzeba, zrobiłby wszystko co
w jego mocy, żeby tylko mnie ochronić.
-
Eileen już wyszła – odezwał się niespodziewanie, a na dźwięk
jej imienia nieco zadrżałam. - Powiedziała, że da ci trochę
czasu i później się odezwie.
Odetchnęłam
z ulgą na wieść o tym, że nie będę musiała dłużej znosić
obecności ciemnowłosej kobiety, która dzisiejszego dnia nie była
w stanie do niczego mnie przekonać. Wydarzyło się zbyt wiele
rzeczy naraz, a ja nie zamierzałam podejmować zbyt pochopnej
decyzji. Poza tym, nie do końca wiedziałam, czy Eileen faktycznie
mówiła prawdę, czy po prostu tylko się zgrywała. Jej zachowanie
na pogrzebie Hope było nie do zaakceptowania i bałam się, że
takie sytuacji mogły powtórzyć się w przyszłości. Nie chciałam,
by stała się powodem mojego cierpienia.
Zayn
wręczył mi plakietkę z moim imieniem i nazwiskiem, a pod spodem
widniał ukośny napis „gość specjalny”. Spojrzałam na niego
pytająco, uśmiechając się do siebie.
-
Możesz przyjść przed, w czasie lub po koncercie za kulisy –
wyjaśnił spokojnie, a jego kąciki ust również uniosły się ku
górze. - Z tym cudeńkiem nikt nie będzie robił żadnych
problemów, więc jeśli tylko będziesz miała ochotę, czekamy.
Pozostali na pewno chętnie cię poznają.
-
Dziękuję – ścisnęłam mocniej plakietkę zupełnie tak, jakby
miała mi się za chwilę zgubić. Nie miałam pewności, że
skorzystam z tej okazji, jednak po raz kolejny gest ze strony
chłopaka sprawił mi ogromną przyjemność.
Chciał,
żebym na dobre weszła w jego życie i gdyby nie moja nieciekawa
przeszłość, bez zastanowienia przystałabym na tę propozycję. W
takiej sytuacji nie chciałam i przede wszystkim nie mogłam narażać
bliskich mi osób oraz ich przyjaciół. Towarzystwo, w którym
mimowolnie się obracałam, należało do wyjątkowo mściwych i
bezlitosnych. Po kilkunastu minutach Zayn pożegnał się ze mną,
pędząc szybko do swoich przyjaciół, by przygotować się na
wieczorny koncert. Byłam pewna, że już i tak miał na koncie
niezłe spóźnienie, ale to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w
przekonaniu, że w wyjątkowy sposób okazywał mi swoją troskę.
Po
wyjściu kuzyna, moje myśli znów zaczęły potworny galop, z którym
nie miałam siły się zmierzyć. Nie mogłam siedzieć w czterech
ścianach, zastanawiając się nad tym, co innego mogło się
wydarzyć i jak wtedy wyglądałoby moje życie. Byłoby na pewno
lepsze i o wiele szczęśliwsze, ale nie dało się cofnąć czasu i
wymazać najgorszych wspomnień, jakie zakorzeniły się na dnie
mojego serca. Zabrałam drobne pieniądze, które kiedyś zostawił
dla mnie Malik i postanowiłam wyjść z apartamentu. Kontakt z
ludźmi miał poprawić mi nastrój i sprawić, bym bardziej
otworzyła się na nowe znajomości. Trudno przychodziło mi
zaufanie, nie szastałam nim na prawo i lewo i może właśnie z tego
powodu ludzie bardzo często się mną męczyli. Nie miałam żadnych
przyjaciół, jedynie Kaylę, która w pewnym sensie mnie zdradziła
i zawiodła wiarę, jaką w niej pokładałam. Przez ostatni czas
mogłam polegać tylko na sobie samej, przyzwyczaiłam się do
takiego stanu rzeczy i nie potrzebowałam rzeszy fałszywych
znajomych.
Zamknęłam
drzwi, sprawdzając kilkukrotnie czy aby na pewno przekręciłam
zamek. Obróciłam się na pięcie, a moim oczom ukazała się
szczupła sylwetka Vanessy, dziewczyny Harry'ego. Minęło parę
minut zanim zorientowałam się, że blondynka przyszła z wizytą
właśnie do mnie. Zanim zdołałam wypowiedzieć jakiekolwiek słowo,
rzuciła pod moje nogi codzienną gazetę, podchodząc bliżej.
-
Trzymaj się od Harry'ego z daleka – krzyknęła na cały korytarz,
a ja jedynie się skrzywiłam, czując jak moje serce wybijało
szybszy rytm. - Nie wiem, dlaczego Harry się z tobą zadaje,
podejrzewam, że jak zwykle chciał pokazać się z tej lepszej
strony i zrobić na kimś wrażenie. Przez znajomości z kimś takim
jak ty wypisują bzdury o moim związku. Nie pokazuj się więc w
jego pobliżu, bo gorzko tego pożałujesz. Obiecuję.
Wpuściłam
jej słowa jednym uchem, a drugim szybko wypuściłam. Nie
przywiązywałam do nich szczególnej wagi, bowiem wiedziałam, że
Vanessa była po prostu zazdrosna, a co więcej – uważałam, że
miała do tego pełne prawo. Na jej miejscu również nie czułabym
się komfortowo, gdyby mój chłopak wolał spędzać czas z kimś
tak naprawdę obcym niż z najbliższą mu osobą. Nie mogłam jednak
zabronić Harry'emu odwiedzania mnie, a nawet jeśli postąpiłabym w
ten sposób – Styles nigdy nie dostosowałby się do moich zaleceń.
Znałam go dość krótko, jednak zdołałam się przekonać, że był
bardzo zdeterminowaną i upartą osobą. Mimo wszystko darzyłam go
ogromną sympatią i żadne słowa nie mogły już tego zmienić.
Z
zaciekawieniem podniosłam gazetę, spoglądając na pierwszą
stronę, na której dostrzegłam zdjęcie z Harrym podczas pogrzebu
Hope. Nie robiliśmy nic, z czego należało wywołać tak wielki
skandal, jednak właśnie w tym momencie zrozumiałam, jak działa
świat showbiznesu. Według dziennikarzy sławni ludzie nie mieli
żadnego prawa do prywatności i normalnego życia. Zaczęłam
szczerze współczuć Harry'emu, Zaynowi i pozostałym członkom
zespołu, ponieważ taka kolej rzeczy oznaczała, że musieli
pilnować się na każdym kroku. Poza tym, zdawałam sobie sprawę,
że nie mieli na głowie jedynie wszędzie czających się
fotoreporterów, ale także cały zarząd, który nie życzył sobie
takiego typu sytuacji. Westchnęłam ciężko, odkładając gazetę
na jeden z parapetów na korytarzu. Wróciłam na swoje miejsce,
stając naprzeciwko blondynki, która cały czas uważnie mnie
obserwowała. W jej oczach dostrzegłam, że naprawdę uważała mnie
za zagrożenie.
- Nie
powinnaś zadawać się z tymi ludźmi – nawiązałam do sytuacji w
klubie, gdzie zupełnie niespodziewanie spotkałam Vanessę, siedzącą
na kolanach nieznanego mi mężczyzny. Nie musiałam niczego
wyjaśniać, dziewczyna doskonale wiedziała, o czym mówiłam. - Nie
można im ufać, bo w końcu zrobią z tobą to, co będzie im się
żywnie podobało.
- Nie
musisz mówić mi, z kim powinnam się spotykać, a z kim nie –
Vanessa prychnęła pod nosem, krzyżując ręce na piersiach. -
Lepiej zajmij się swoim niezbyt udanym życiem.
Kiwnęłam
jedynie głową z niedowierzaniem, wymijając rozmówczynię, po czym
skierowałam się w stronę wyjścia. Zamierzałam znaleźć
najbliższą kwiaciarnię, wybrać najpiękniejszy bukiet róż i
chciałam jak najszybciej udać się na grób siostry. Byłam pewna,
że właśnie w tamtym miejscu miałam okazję na spokój i całkowite
wyciszenie wciąż szalejących myśli. Ostatnia uwaga Vanessy
sprawiła, że moja złość znów na moment powróciła, chociaż
starałam się ją skutecznie ignorować i nie dopuszczać, by wyszła
na zewnątrz. Postanowiłam, że dzisiejszego wieczoru nie zjawię
się na koncercie One Direction z obawy przed spotkaniem Quinn.
Nie
wiedzieć czemu, owładnęły mną głębokie przemyślenia na temat
tej uroczej blondynki, która miała zaszczyt zostać tak bliską
osobą Harry'ego. Miała wielkie szczęście, że Styles się nią
zainteresował. Poza tym, odnosiłam wrażenie, że Vanessa ukrywała
prawdziwą część siebie, stając się arogancką, zazdrosną i
władczą dziewczyną. Byłam pewna, że towarzystwo Gregora, Seana i
pozostałych wpłynęła na nią negatywnie. Zaczynałam mimowolnie
coraz bardziej martwić się o Harry'ego, bowiem nie tylko ja
narażałam go na niebezpieczeństwo.
Po
około godzinie dotarłam na cmentarz, podążając w kierunku grobu
Hope. Paliły się dwa nowe znicze, a więc ktoś regularnie ją
odwiedzał. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu, nawet jeśli
tą osobą miała okazać się Eileen. Przykucnęłam przed
nagrobkiem, zostawiając na nim bukiet kwiatów. Przymknęłam na
chwilę zmęczone powieki, wsłuchując się jedynie w przepiękny
śpiew ptaków oraz w odgłos szumiącego wiatru. Gdzieniegdzie
pojawiały się stłumione głosy innych ludzi, jednak nawet one nie
zdołały przeszkodzić mi w tej chwili wytchnienia. Zaczęłam
jeszcze raz dokładnie analizować to, co stało się w przeciągu
ostatnich tygodni i zdałam sobie sprawę, że moje życie nabrało
tempa, przed którym zawsze chciałam się uchronić. Zdarzyło się
wiele rzeczy, które przyprawiały mnie o dreszcze na całym ciele.
Musiałam pogodzić się jednak z losem, jaki został dla mnie
przygotowany i nic nie mogłam z tym zrobić.
Kiedy
szarość powoli zaczęła ogarniać Londyn, podniosłam się z
miejsca, chcąc jak najszybciej zdążyć przed zapadnięciem
całkowitego zmroku. Przez ostatnie dwa lata zdążyłam dobrze
poznać okolice stolicy Wielkiej Brytanii, wiedziałam, których
uliczek należało szczególnie unikać, ale nigdy nie narażałam
samej siebie czy Hope na dodatkowy strach. Skręciłam w ulicę,
która idealnie wyprowadzała na teren, gdzie znajdował się
apartament Zayna. Podążałam szybkim i stanowczym krokiem,
przeklinając w duchu, że akurat tego wieczoru latarnie na całej
długości drogi musiały się popsuć. W pewnym momencie usłyszałam
drobne kroki tuż za sobą. Przyspieszyłam, choć wiedziałam, że
popełniłam ogromny błąd. Ogarnął mnie paraliżujący strach, który jeszcze bardziej mnie zestresował. Od razu pomyślałam o szybkiej
ucieczce, jednak moje nogi jak na złość odmówiły mi
posłuszeństwa. Nagle poczułam na sobie męską dłoń, którą
osobnik zasłonił mi usta, bym nie mogła krzyczeć. Gwałtownie
zepchnął mnie w jedną ze ślepych, tym razem oświetlonych
uliczek, po czym odwrócił mnie w swoją stronę. Nie zdziwiłam się
specjalnie, gdy przed oczyma zobaczyłam Gregora, ale mimo wszystko
cała zaczęłam drżeć.
-
Myślałaś, że to koniec, Cooper? - poczułam jego oddech na swojej
szyi, a w okolicach klatki piersiowej ścisnęło mnie jeszcze
bardziej. Teraz mogłam spodziewać się po nim dosłownie
wszystkiego. - Cały czas mieliśmy cię na celowniku, a ty naiwna
wierzyłaś, że daliśmy sobie spokój.
- Nie
wiesz, w co wierzyłam, ani co sobie myślałam – wycedziłam przez
zaciśnięte zęby, starając się odepchnąć rękoma od siebie jego
ciało, jednak przywarł zbyt mocno. - Nie wystarczy ci to, że
zabiłeś moją siostrę?
- Nie
mam z tym nic wspólnego, mówiłem ci już – uśmiechnął się
złośliwie, przesuwając opuszkiem palca po moim policzku. -
Przyjdziemy po ciebie w najmniej oczekiwanym momencie, obiecuję ci
to. To nie koniec.
Po
wypowiedzeniu tych słów odsunął się ode mnie na bezpieczną
odległość, jednak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku.
Odetchnęłam z ulgą, zauważając, że gestem dłoni nakazywał mi
oddalenie się. Serce zdawało się wyskoczyć z mojej piersi, jednak
mimo wszystko starałam się nie działać zbyt pochopnie. Jeden
fałszywy ruch, a Gregor w mig znalazłby się przy mnie, ciągnąc
do swojego królestwa. Postawiłam kilka kroków naprzód, nie
odwracając się w ogóle za siebie. Byłam cała roztrzęsiona i jak
najszybciej pragnęłam znaleźć się z dala od tego mężczyzny.
Niestety, w pewnym momencie poczułam mocny uścisk na swoim ramieniu
i mimowolnie się odwróciłam.
-
Przekaż Kayli, że doskonale wiemy, gdzie się znajduje –
zakomunikował, rozglądając się dookoła. - Przed nami nie ma
ucieczki.
Odszedł,
nie mówiąc nic więcej. Zwróciłam się z powrotem w poprzednią
stronę, chcąc wyjść na bardziej ruchliwą ulicę. Stanęłam na
środku niej, gorączkowo zastanawiając się, co powinnam teraz
zrobić. Bałam się wrócić do mieszkania, spędzając tam samotnie
noc. Wiedziałam, że nie byłabym w stanie nawet zmrużyć oka, ale
ciągły strach również mi nie odpowiadał. Nie mogłam włóczyć
się po londyńskich ulicach i narażać się na spotkania z
niebezpiecznymi bezdomnymi. Pozostawała jedyna opcja, którą od
samego początku skutecznie wypierałam ze swojej świadomości.
Miałam go nie narażać, ale Harry siedział w tym po uszy, choć
tak naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy, a ja nie chciałam
dopuszczać do siebie tej myśli. Nie chciałam wiedzieć, że z
mojego powodu mogłaby stać się mu krzywda. Ale tym razem nie
miałam wyboru.
Złapałam
autobus, kierujący się na Wembley Stadion, gdzie obecnie znajdował
się zespół. Miałam nadzieję, że zdołam dotrzeć na miejsce
zanim rozpocznie się koncert. Sprawdziłam w kieszeni swojej kurtki
czy aby na pewno zabrałam ze sobą plakietkę, którą popołudniu
wręczył mi Zayn, a gdy tylko wyczułam ją palcami, ciężko
westchnęłam. Zajęłam pojedyncze miejsce najbliżej kierowcy i
oparłam głowę o szybę. Podróż nie trwała zbyt długo, ale
musiałam przyznać, że taka forma transportu sprawiła, że
poczułam się jeszcze bardziej zmęczona niż przedtem. Doskonale
znałam również i tę część Londynu, dlatego bez problemu
znalazłam stadion. Przypięłam plakietkę do swojej białej bluzki
i jak najszybciej pognałam w stronę tłumu, czekającego przed
wejściem. Ochroniarze wpuścili mnie do środka bez żadnych pytań,
a następnie zaprowadzili za kulisy, gdzie miałam nadzieję spotkać
Zayna lub Harry'ego. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek,
który wskazywał, że do rozpoczęcia koncertu zostało siedem
minut. Przechadzałam się tam i z powrotem, niecierpliwie czekając
na pojawienie się chłopaków. Kolejne minuty mijały, a moje
zdenerwowanie zaczęło rosnąć coraz bardziej. Czułam, że
nadchodziła fala rozpaczy, jednak na razie starałam się ją
skutecznie zahamować. Bałam się jednak, że w tej walce mogłam
ponieść porażkę.
Odwróciłam
się za siebie, a moim oczom ukazał się Harry, który stał do mnie
tyłem i rozmawiał z jednym z ochroniarzy. Miałam ochotę do niego
podbiec, jednak jak zaczarowana pozostałam na swoim miejscu.
-
Harry... - wysiliłam się jedynie na ledwo słyszalny szept, jednak
Styles momentalnie zamarł, a niedługo po tym obrócił się,
przerywając rozmowę z mężczyzną. W moich oczach pojawiły się
łzy.
-
Ronnie? - zapytał zdziwiony, podchodząc bliżej. Miał zatroskaną
twarz, naprawdę się o mnie martwił, ale mimo to bałam się
powiedzieć mu o tym, co niedawno się zdarzyło. - Co się stało?
Dlaczego jesteś taka roztrzęsiona?
-
Wrócił po mnie – powiedziałam w jego stronę czując, jak
załamywał mi się głos. Nie wytrzymałam towarzyszącego mi
napięcia, złamałam się.
Zakryłam
twarz dłońmi, odwracając się od chłopaka. Nic więcej nie
musiałam wyjaśniać, bowiem doskonale zdawałam sobie sprawę, że
Styles wiedział, o kim mówiłam. Starałam się głęboko oddychać,
jednak wciąż napływające do moich oczu łzy skutecznie mi to
uniemożliwiały. Krótką chwilę później poczułam na swoich
ramionach jego dłonie, ostrożnie obrócił mnie w swoją stronę.
Bez wypowiedzenia żadnych słów, Harry przytulił mnie do siebie,
mocno obejmując.
Od
tego momentu należał do mojego świata.
*~*
OD AUTORKI: W końcu jestem! Trwało to długo, zdecydowanie za długo, ale nie mam zamiaru jakoś specjalnie się usprawiedliwiać - wena na ten rozdział gdzieś sobie poszła i siłą wróciła dopiero dzisiaj. Całość jest taka w miarę, ale no nie wiem. Oby kolejny pisało mi się znacznie lepiej. Jak Wam się podoba nowy wygląd? Siedziałam nad nim dosłownie kilka dobrych godzin, ale jestem z siebie dumna. Do szybkiego napisania!
Po pierwsze: Nie ufam Eileen. Nie wiem czemu po prostu jej nie ufam i tyle. Po drugie: Vanessa albo jest głupia i naiwna, albo ma w tym wszystkim ukryty cel. Po trzecie: Kochany Zayn. Po czwarte: Harry... Hmmmm wkopał się w coś o czym do końca nie ma pojęcia. Ale mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży i Ronnie nie będzie musiała na nowo przechodzić przez to całe piekło.
OdpowiedzUsuńA ja z niecierpliwością będę czekała na rozdział 9 :)
Pozdrawiam i weny życzę xx
DRAMA TIME, DRAMA TIME, DRAMA TIME
OdpowiedzUsuń*weź se wyobraź taki śmigający z prawa do lewa neonowy napis* TO WŁAŚNIE DZIEJE STIĘ TERAZ W MOJEJ GŁOWIE. Dobra, od początku bylo wiadomo, że to opowiadanie to nie spacer po łączce. Więc nie narzekam. Nawet tak nie myśl. ;p
Rozumiem bardzo wiele. Przywiązanie, sentyment, poczucie obowiązku. Tak to wszystko może skłonić Cię do próby odkupienia win. Możesz chcieć przebaczenia żeby ukoić swoją zmaltretowaną duszę od wyrzutów sumienia, które dręczą człowieka w nocy, gdy nie może spać i przewraca się z boku na bok. Rozumiem bardzo wiele, bo też jestem zwolennikiem drugich szans. I z racji mojej wyrozumiałości ciężko jest mi jednoznacznie wyrobić sobie zdanie na temat Eileen. Z pewnością Conrad ją przerażał i bała sie, że spotka ją taki sam los jak dziewczynki, ale z drugiej strony - skoro podjęła sie obowiązku opieki nad dziewczynkami to choćby skały srały, powinna stanąć na rzęsach by zapewnić im bezpieczeństwo, a nie dbać o swoją egoistyczną, tłustą, dupę. W sumie, zachowanie Ronnie nie jest tym razem ani trochę irracjonalne i wcale nie mam ochoty jej walnąć z liścia by się ogarnęła laska. W sumie na jej miejscu prawdopodobnie chciałabym zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wyjść by już nigdy nie spotkać sie z zawodem.
Malik w tym opowiadaniu to takie dobre serduszko. Po prostu słodycz i dobroduszność, empatia wylewa mu się z każdego pora. Kręgosłup moralny to ten gostek ma bardzo silny i podoba mi sie to bardzo. Lubię szlachetne osoby. Lubię jak ludzie są dobrzy. Chociaż to zdanie jest bez sensu, ale przejawy pozytywnych zachowań w świecie, gdzie z każdej strony atakują nas brutalność i seks, również w opowiadaniach, są o wiele bardziej wartościowe niż w innych okolicznościach.
Vanessa. Nie ufam suce. W sensie jak tu jej ufać? Jest blondynką, która podobno jest w związku z Harrym, ale żadne z nich nie okazuje sobie żadnych oznak wzajemnej adoracji czy uczuć. Po prostu sobie są. Plus, nie należy zapominać, że ostatnio pokazałaś nam ją w klubie należącym do Gregora i spółki. Dla mnie to z miejsca robi z niej PODEJRZANĄ #1 DO WYKRĘCENIA WIELKIEGO ŚWINSTWA.
Jeśli już przy zaufaniu jesteśmy, to muszę podkreślić, że żadnej postaci, poza Malikiem i Stylesem, nie ufam w tym opowiadaniu. Każdego rzuciłabym na krzesło do przesłuchań, oblała wiadrem zimnej wody i podj starą, ostrą lampą przesłuchiwałabym godzinami do czasu, aż wyśpiewaliby mi wszystko. A może nawet przyznali się do zabroni, których wcale nie popełnili? Kto tam wie...
Wracając do Vanessy, niech się tak nie piekli i nie agituje swoim poczuciem zagrożenia ze strony Cooper, bo moim zdaniem nie ma do tego prawa. Najpierw zacznij być wartościową wartościowa dziewczyną, a nie pieklisz swoje dupsko, bo świetny kąsek wywija Ci sie z rąk i czujesz, że Twoje 5 minut minęło. Calm your tits bitch, and go home.
Gregor - nie wiem jak możesz żyć ze sobą. Go kill yourself.
UsuńPo całej tej akcji z TYMI ZŁYMI, gdy po raz kolejny udowodnili Veronice swoją władzę nad nią, byłam przekonana, że laska zwinie swoją szczoteczkę do zębów i da nogę. A tu proszę, ależ mnie zaskoczyła. Już drugi rozdział z rzędu! Pójść po pomoc. Serio? Wow, laska ty to jednak dojrzewasz. Nie wiem czy to Tobie, Tess, pisałam, ale umiejętność proszenia o pomoc, jest jednym z wyznaczników dorosłości. Świadomość własnych granic, chowanie dumy do kieszeni, tak to czyni z nas dorosłych i odpowiedzialnych ludzi. I chociaż w tym opowiadaniu już wiele razy pojawiła się kwestia tego, że Cooper musiała szybko dorosnąć by chronić siebie i Hope, to tak na prawdę dopiero teraz tak na prawdę osiąga dojrzałość. Dopiero teraz ma szansę, bo wróciła do ludzi. Wiem jak strasznie ciężko jest jej zaufać po tym jak odwrócili się od niej najbliżsi, ale ja - M.K, zagorzałą zwolenniczka Happy Endów, wierzę, że Team 1D & Biedna Bezdomna Cooper, skopią dupy TYM ZŁYM i uratują wiele dziewcząt przed paskudnym losem.
I tym optymistycznym akcentem zakończymy rozdział. Jak widzisz, ani trochę słów krytyki. Wkurwiacie mnie z tym narzekaniem na swoją twórczość. WSZYSTKIE.
L-O-V-E
M.K
http://feedback-ff.blogspot.com/
last-direction.blogspot.com
To jest rozdział pisany na częściowej wenie? W takim razie, nie wyobrażam sobie jak genialnie piszesz na pełnym baku. Rozdział genialny i wcale nie czuć, że ciężko ci się go pisało. Ronnie jest kochana, gdy martwi się o Harrego, ja też uważam, że prędzej czy później dopadną go kłopoty. Chociażby przez Vanesse, bo ta dziewczyna ma wodę zamiast mózgu. Nie wierzę w zapewnienia Eileen. Dla mnie ta kobieta to jakaś idiotka jest. Ma takie zachwianie nastroju, że chyba już tylko psychiatra ma być pod telefonem. Dobrze, że Ronnie już nie daje się nabrać i zamiast tego pozwala, aby wspierał ją Zayn. Jego to ja cały czas uwielbiam i mam nadzieje, że kiedyś Malik zbuduje szczęście z Kaylą <3 Ojciec dziewczyny to istny potwór, coś czułam, że w tej alejce dojdzie do zastraszenia. I aww, Harry ją przytulił *.* To taki złoty chłopak! Dajże mi takiego na żywo!
OdpowiedzUsuńBuziaki, kochana :*
Heeej! :*
OdpowiedzUsuńOjej, nawet nie wiesz jak się cieszę, że pojawił się wreszcie nowy rozdział. Czekałam tak bardzo i jak się w końcu pojawił to tak mi jakoś szybko zleciało czytanie, że aż czuję niedosyt i chcę więcej! No ale muszę być cierpliwa.
A i drugi szok jest taki, że szablon jest po prostu prze-śli-czny! Zazdroszczę Ci tej umiejętności, ja nie mam o tym zielonego pojęcia. :)
Ok, przechodzę do treści.
Dobrze, że Ronnie w końcu miała się komu wygadać, co do jej przeszłości. Pozbyła się wielkiego ciężaru, ale w sumie też dodatkowo naraziła się na kolejne zmartwienia, ponieważ chcąc nie chcąc wciągnęła w to wszystko i Harrego i Zayna. Chociaż moim zdaniem nie powinna się tak o to zamartwiać. Oni dadzą sobie radę, ważne, żeby jej nie stała się kolejna krzywda.
Nie spodziewałabym się, że Zayn może być aż tak cieplutką i troskliwą osóbką, jeśli chodzi o Ronnie. Widać, że nie chce by działa jej się krzywda, chce jej pomóc, martwi się o nią i próbuje wspierać na każdy możliwy sposób. Ma dobre serduszko i dzięki temu zyskuje u mnie dużego plusa. Mimo nieprzyjemnej rozmowy z Eileen, której główna bohaterka póki co nie jest w stanie wybaczyć, Zayn nie odpuścił i mimo koncertu chciał jeszcze troszkę z nią pobyć. Miło z jego strony i fajnie, że daj jej tę plakietkę żeby mogła wejść za kulisy. Kolejna oznaka, że może na niego liczyć i nie musi czuć się do końca samotna.
Co do Eileen to już sama nie wiem co mam o niej myśleć. Raz wychodzi na totalną idiotkę i rani Ronnie nawet na pogrzebie, a teraz chce żeby było dobrze. Jej postać budzi we mnie mieszane uczucia, nie jestem w stanie o niej napisać teraz chyba nic innego. :x
Byłam w ogromnym szoku, gdy z wizytą do Ronnie przyszła Vanessa. Musi jej bardzo zależeć na Harrym skoro posunęła się do takiego czegoś. Chociaż z drugiej strony może ma i trochę racji, bo Harry faktycznie spędza z Veronicą dużo czasu i w moim odczuciu traktuje ją, jak własną – drugą dziewczynę, tyle, że spędza z nią więcej czasu i w ten sposób zaniedbuje Vanessę. No ale mimo wszystko mi to nie przeszkadza, bo według mnie Vanessa nie zasługuje na jego względy i idealnie pokazała to zabawiając się w towarzystwie Seana (o ile dobrze pamiętam xD) , Gregora i ich zgrai. Powinien dać sobie z nią spokój!
I w sumie dobrze, że Veronica nie zdecydowała się od razu na pójście na koncert chłopaków, bo pewnie jakby zobaczyła ją Vanessa to byłoby po niej, jednak potem, gdy zdarzył się ten nieszczęsny incydent z Gregorem, podjęła dobrą decyzję. Też nie chciałabym zostać w takiej sytuacji sama. Sam strach towarzyszący przy takim zdarzeniu bardzo odciąga od samotności i pragnie jak najwięcej towarzystwa.
Tylko trochę dziwi mnie fakt, po co było Gregorowi to straszenie Ronnie. Przecież ona doskonale wiedziała, że przed nimi nie ma ucieczki. Niepotrzebnie dostarczał jej kolejnych nerwów. Mam nadzieję, że mimo wszystko na tym straszeniu się skończy i i Harry i Zayn ochronią ją w odpowiedni sposób, by biedna już nigdy nie zaznała krzywdy. Tak mi jej szkoda!
Ok, to by było chyba na tyle. Coś chciałam jeszcze dopisać, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć. -.- No cóż, mimo wszystko już uciekam.
fatal—love.blogspot.com
ściskam i życzę miłego dnia ;*
Świetny rozdział. Czekam z niecierpliwością na nexta. Pzdr i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Ronnie ciągle atakują przykre myśli i mimowolnie powraca do przeszłości. Po tym co przeszła nie jest w stanie od tak zacząć żyć jak ktoś inny. Tym bardziej teraz, gdy Hope umarła, a Gregor zamierza utrudnić życie naszej bohaterce. Tacy ludzie są okropni i nigdy nie odpuszczają. Będą cię ścigać do końca świata i nie dadzą ci spokoju, póki nie umrzesz. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ojciec Ronnie skazał ją na ten cały koszmar! Chociaż nie wydaje mi się, by ktoś taki zasługiwał na to miano. Dla mnie to śmieć, który powinien umierać w prawdziwych męczarniach! Żywcem takiego gnoja obdarłabym ze skóry i jeszcze polewałabym kwasem!
OdpowiedzUsuńZdziwiłam się przybyciem Zayna u boku Eileen, ale jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, dla którego Malik się pojawił. Nie mogę uwierzyć, że Harry powiedział Malikowi prawdę o Ronnie, chociaż... może i dobrze zrobił? Przynajmniej Ronnie nie musi znów opowiadać całej historii, a jej kuzyn mimo wszystko zasługuje na prawdę. Jakby nie patrzeć bardzo jej pomógł. Poza tym uważam, że to kochane, iż Zayn tak bardzo martwi się o swoją kuzynkę. Musiał poczuć ogromny zawód, gdy dowiedział się, że jego rodzice nie kiwnęli palcem, by pomóc Ronnie, choć znali prawdę. Dobrze, że on nie jest taki, jak oni i bardzo go za to cenię.
Nie wierzę w dobre intencje Eileen! Ona ma chyba jakieś rozdwojenie jaźni czy co?! Raz rzekomo wszystkiego żałuje i chce naprawić relacje z Ronnie, a potem odwala coś takiego na pogrzebie Hope! Dla mnie ta kobieta jest chora i chyba rzeczywiście powinna powrócić do psychiatryka ;x. Nie cierpię jej i najlepiej by było, gdyby raz na zawsze zniknęła z życia Ronnie. Dziewczyna tylko będzie przez nią cierpieć, a na to nie zasługuje. Tak, jak ta wywłoka nie zasługuje na przebaczenie!
Wiedziałam, że wizyta Ronnie na cmentarzu nie skończy się dla niej dobrze. Przeczuwałam, że coś się stanie i miałam całkowitą rację! Ona nie powinna teraz samotnie chodzić po ulicy. Gregor nie musiał się zbytnio natrudzić, by ją złapać i nastraszyć, a nie mam wątpliwości co do jego słów. Na pewno wróci po naszą bohaterkę w najmniej oczekiwanym momencie. Dam sobie głowę uciąć, że nic nie będzie jej wtedy w stanie pomóc. Tacy jak on nigdy nie odpuszczają. Nie wierzę jednak, by Gregor był odpowiedzialny za śmierć Hope. Jedyną winną tutaj osobą jest Ronnie. Ona po prostu szuka pretekstu, by zwalić winę na kogoś innego i oczyścić swoje sumienie. Nie dziwię jej się, jednak powinna pamiętać o tym, że to ona skazała siostrę na spanie na ławkach w parku. O przeziębienie nie trudno. Nieleczone choroby mogą prowadzić do śmierci i tak też się stało w tym przypadku.
Ja rozumiem, że Ronnie jest tym wszystkim przerażona i tak naprawdę nie ma do kogo się zwrócić o pomoc, ale dlaczego do końca chce wplątać Stylesa do życia, z którego sama pragnie uciec? Sama stwierdziła, że Harry niby już siedzi w tym po uszy i co? I dlatego zamierza pogrążyć go jeszcze bardziej usprawiedliwiając się tym, że stanął po jej stronie i rzekomo sam naraził się Gregor'owi? To bardzo samolubne i nie mogę uwierzyć, że Ronnie postępuje w ten sposób. Chociaż z drugiej strony nie wiem, jak ja zachowałabym się na jej miejscu. Czy mam prawo ją osądzać? Być może. Nie pozostaje mi jednak nic innego, jak czekać na dalszy bieg wydarzeń.
Rozdział jak zwykle fantastyczny. To Twoje najpiękniejsze opowiadanie i nigdy nie przestanę tego powtarzać. Trafiłaś wprost w moje serce zarówno fabułą, jak i stylem. Jestem zakochana i to się nie zmieni <3. Mam jedynie ogromną nadzieję, że nie zmarnujesz potencjału tej historii i pewnego dnia go nie zawiesisz :). Trzymam za Ciebie kciuki i życzę niekończącej się weny <3.
Pozdrawiam cieplutko!
Dobra, wreszcie udało mi się przeczytać oba rozdziały i je skomentować. Ale najpierw jednak zacznę od innej strony. WIESZ JAK BARDZO KOCHAM TWOJE PRACE, ALE PRZESZŁAŚ SAMĄ SIEBIE Z TYM SZABLONEM. Jest genialny, perfekcyjny po prostu! Nie wiem jak można stworzyć coś takiego wpisując po prostu jakieś literki w miejsce, o którym nie mam pojęcia. To musi być magia, albo coś nielegalnego, bo to po prostu niemożliwe!
OdpowiedzUsuńAle wracając do rozdziałów, zacznę od 7.
Cieszę się, że Ronnie otworzyła się na Harry'ego, bardzo mi się podoba jego podejście do niej i to, że mimo jej przeszłości on jej nie odrzucił. I jeszcze ten łańcuszek z literką "H"! *.* Możesz mi napisać scenariusz życia, bo wtedy na pewno będzie perfekcyjne! Ale nie o tym teraz. Mam nadzieję, że wszystko zacznie się układać, choć ciężko stwierdzić, bo lubisz nas zaskakiwać.
A teraz rozdział 8.
CO SIĘ DZIEJE?! CO SIĘ DZIEJE?! Boję się o Ronnie! Nie ufam Eileen, czuję, że w końcu coś się stanie okropnego z jej pomocą/udziałem. Zayn w sumie niby się przejmuje, ale jednak nie podoba mi się. Harry troszczy się o Ronnie bardziej niż rodzina, co niekoniecznie dobrze świadczy o rodzinie Ronnie właśnie. Jasne, można się bać i takie tam, ale no, jeśli mieliby mi zabić przybraną córkę to zrobiłabym wszystko, żeby ją uratować! Vanessa też mnie wkurza i to tak bardzo. Nie lubię dziewczyny i powinna się opamiętać, bo nie zna całej sprawy. Nie potrafię ścierpieć takich ludzi grrr. No i boję się Gregora. Może chce zabić Ronnie? Ale ja wiem, że Harry ją uratuje!
Dobra, nie wiem, co mam jeszcze pisać. Ogólnie wiesz, ze kocham Twoje opowiadanie, bo jest takie cudowne! Obiecuję, że następny rozdział czytam i komentuje od razu. Nie będzie opóźnień! :D
Życzę Ci dużo weny i czasu na pisanie i mam nadzieję, ze choć trochę spłynie i na mnie tych rzeczy, bo ostatnio nie miałam jak i co pisać, nawet jak się chciałam zabrać. A rozdziały czekają w przygotowaniu, a czytelnicy czekają na publikację i co ja mam zrobić.
Jeszcze raz życzę dużo weny, misia, czekam na nowy rozdział z niecierpliwością! <3
Szablon w pełnej okazałości prezentuje się naprawdę świetnie! Wiem, że musiałaś się przy nim strasznie namęczyć, ale jak widać - było warto, skoro efekt końcowy jest tak cudowny :D
OdpowiedzUsuńChociaż kocham wszystkie Twoje historie bez względu na tematykę, to jednak TS zaczyna się minimalnie wysuwać na pierwszy plan. Czasami mi się wydaje, że mogłabyś po prostu opisywać, jak Ronnie bierze prysznic, robi śniadanie i generalnie wykonuje wszystkie prozaiczne czynności, a i tak bym się nie nudziła, tylko śledziła każde słowo z ogromną ciekawością.
Sama obecność Eileen działa na mnie... No, chyba mam po prostu uczulenie na tę kobietę. Od czasu pogrzebu Hope, gdzie zorganizowała cały ten cyrk, straciłam do niej minimalne uczucie sympatii czy też współczucia, obecnie jestem do niej tak wrogo nastawiona, że nie wiem, czy kiedykolwiek odzyska moje zaufanie. Cieszę się, że Veronica ma całkiem podobne myślenie. Może nieustanny konflikt z Eileen nie działa na nią pocieszająco, ale dziewczyna musi być twarda, gdyby zbyt szybko zakopała topór wojenny, prawdopodobnie jeszcze szybciej zostałaby zraniona podobnie. Tymczasem zachowanie Eileen z dzisiejszego rozdziału tylko utwierdziło jej na chwilę obecną przegraną pozycję w tym opowiadaniu. Co za idiotyczne tłumaczenia z jej strony... Mogę jakoś zrozumieć, że musiała się płaszczyć przed Conradem i tak dalej, ale nigdy nie pojmę, jak mogła na tak długo zostawić córki na pastwę losu. Teraz robi z siebie męczennicę, a podejrzewam, że w trakcie tych dwóch lat wcale nie miała się tak źle, skoro podczas pogrzebu małej Hope praktycznie zorganizowała imprezę dla każdego, kto napatoczył się w pobliżu. Cieszę się, że Veronica nie nabrała się na te jej łzy, płaczliwy ton, głupie przeprosiny, tylko powiedziała wprost, co myśli, a następnie wyszła. Wiem, że nie jest w stanie odciąć się od Eileen na zawsze, zresztą dopuszczam możliwość, iż ta kobieta wreszcie się zmieni i zacznie robić to, co do niej należy, ale i tak jestem dumna z głównej bohaterki. Trzeba mieć w sobie ogromną siłę, żeby się postawić i odrzucić słowa, które może byłyby proste, ale niekoniecznie prawdziwe.
Zayn jest naprawdę kochany! Może kiedyś był samolubnym bucem, jednak liczy się to, że odmienił swoje życie i stał się zupełnie inną osobą. Cieszę się, że Harry opowiedział mu historię Ronnie. Dzięki temu Malik może lepiej zrozumieć kuzynkę, a przede wszystkim - zaopiekować się nią. Trzeba przyznać, że zachował się wspaniale. Wydaje mi się, że właśnie tego potrzebuje teraz Veronica: poczucia bezpieczeństwa i zapewnienia, że nie będzie sama ze swoimi problemami. Najpierw zrobił to Hazz, teraz potwierdził to również Zayn. Mimo wielu przykrych zawirowań, jakie musiała dotąd przeżywać dziewczyna, cieszę się, że w jej życiu wciąż są osoby, na które może liczyć, zwłaszcza, że jej jedyna przyjaciółka okazała się nieszczera. Chociaż żywię ogromną niechęć do Kayli, mam nadzieję, że ta pojawi się jeszcze w tym opowiadaniu, ponieważ jest barwną postacią i jestem przekonana, że jeszcze nieraz nas zaskoczy.
No tylko jeszcze Vanessy w tym wszystkim brakowało! Jej obecność również wywołuje u mnie reakcję alergiczną. W sumie co ja się dziwię, odstawienie cudownej scenki zazdrości było tylko kwestią czasu. Nie wiem, czy Vanessa tylko udaje taką pustą, zapatrzoną w siebie jędzę (mam nadzieję, że to tylko taka maska, w przeciwnym razie zacznę wątpić w zdrowie psychiczne Harry'ego, który przecież się z nią związał), czy może to jej prawdziwa natura, pokazująca się w wymagających tego sytuacjach. Cóż, media od razu zaczęły grzebać w znajomości Stylesa z tajemniczą dziewczyną, w końcu wobec takiego nie mogą przejść obojętnie, ale Vanessa naprawdę powinna sobie darować te szopki. Dobra, może i jej zazdrość JEST uzasadniona, jednak ja na jej miejscu zaczęłabym się przejmować ludźmi, w których towarzystwie się obraca. Liczę na to, że mimo agresywnej reakcji słowa Ronnie chociaż trochę do niej dotarły, a jeśli nie, to niech Harry w porę przejrzy na oczy i ją rzuci.
Nawet bez włóczenia się po tym nieszczęsnym klubie Vanessa jest wystarczająco wkurzająca. Autentycznie mnie dziwi, co ktoś taki jak kochany Styles robi z taką idiotką ;o
UsuńJuż się wydawało, że napięcie w rozdziale nieco opadło. Że Veronica miała już dość przykrych przeżyć, a teraz wyciszy się na grobie Hope, pomyśli o siostrzyczce i wróci do domu, żeby jakoś uporządkować myśli i położyć się wreszcie do łóżka. Niestety. Jak tylko pojawiły się słowa "skręciłam w ulicę" to od razu przyszło mi do głowy, że Ronnie jest w niebezpieczeństwie. Jak widać się nie pomyliłam. Jasny gwint, czy ten cholerny Gregor jest dosłownie wszędzie? Co, całe miasto dla niego szpieguje, skoro zawsze potrafi namierzyć swoją ofiarę? Aż sobie przegryzłam wargę, jak przycisnął Veronicę do ściany, ponieważ myślałam, że to koniec i dziewczyna znowu zajdzie się w potrzasku. O dziwo postanowił ją wypuścić, ale coś mi się wydaje, że on lubi takie zabawy w kotka i myszkę. Na Kaylę, jak widać, także się czai. Mimo całej grozy tej sytuacji mimowolnie zwróciłam uwagę na to, że Gregor idzie w zaparte, jeśli chodzi o śmierć Hope, co wywołuje u mnie kolejną falę wątpliwości. Skoro nie on maczał w tym palce, to kto?
Na miejscu Ronnie ja również nie miałabym najmniejszej ochoty na powrót do pustego mieszkania. Już lepsze ryzyko kolejnego spotkania z Vanessą, niż szlajanie się po innych niebezpiecznych ulicach, gdzie można wpaść na jakiegoś kumpla Gregora... Bałam się już, że dziewczyna nie zdążyła, że koncert się zaczął albo chłopcy przygotowują się do wyjścia na scenę, przez to ta nie będzie miała możliwości porozmawiania z kuzynem czy Harrym. Na szczęście Styles został jakoś namierzony. Nawet nie wiesz, jak ciepło mi się na sercu zrobiło, kiedy ten tak bezceremonialnie przerwał rozmowę z ochroniarzem, chociaż mogło chodzić o coś ważnego i skoncentrował całą swoją uwagę na Ronnie. Te trzy krótkie słowa, które zdążyła powiedzieć, zanim się totalnie rozkleiła, mnie również zupełnie rozbiły. Chociaż niejednokrotnie podziwiam Veronicę za jej siłę czy umiejętność zachowania zimnej krwi w trudnych sytuacjach, w środku to nadal bardzo delikatna i krucha dziewczyna, którą trzeba przytrzymać, żeby się nie rozpadła. Właśnie to zrobił Harry, kiedy bez zbędnego potoku słów ją przytulił, a ja omal się nie rozpłakałam. Don't judge me, ta historia tak na mnie działa, zwłaszcza uroczy Harry, który jest po prostu wcieleniem moich wyobrażeń o idealnym facecie ;_____;
Rozdział jest naprawdę cudowny, zresztą wątpię, by kiedykolwiek miało być inaczej. Oczywiście czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i życzę weny <3
Nie ufam Eileen. Jej tłumaczenie było taki... naciągane. Ewidentnie coś tu nie gra. Już na pogrzebie była dziwna. Mam wrażenie, że ona coś ukrywa przed Ronnie. :/ Mam nadzieję, że dziewczyna jej nie zaufa. No, chyba, że się mylę i Eileen jest uczciwa. Okaże się. Vanessa jest wkurzająca. Czego ona niby chce? Kręci z innymi, a jest zazdrosna o Harrego? Styles powinien ją już dawno zostawić i znaleźć sobie lepszą. Pff, Vanessa niech nawet się nie łudzi, nie wierzę, że odciągnie chłopaka od Ronnie. :) Zayn, ach... dziewczyna ma ogromne szczęście, że to jej kuzyn. Pomaga jej, przejmuje się. Szkoda, że nie spotkała go wcześniej na swojej drodze. :) Co zamierza zrobić George? Aaaa.. boję się o Ronnie. Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzi. Dobrze, że powiedziała o tym Harremu. Może Styles coś wmyśli, by ją ochronić.
OdpowiedzUsuńWitaj kochana!
OdpowiedzUsuńNa samym początku, po prostu muszę wyrazić swój zachwyt nad Twoją grafiką na tym blogu! Wszystko co robisz, jest perfekcyjne i pełne pasji. Dlatego tak bardzo uwielbiam Twoje eksperymenty z szablonami :D
Co do treści rozdziału.. Eileen wydaje mi się bardzo podejrzana od samego początku. Veronica powinna trzymać ją na dystans, bo może jeszcze nieźle namieszać. Jej tłumaczenia są mętne, nieskładne, a jej znieczulica aż boli. Wciąż nie mogę wybaczyć tego jak zachowała się na pogrzebie.
Zayn, wiedz, że Cię wielbię. Przysięgam. W tym rozdziale okazał nareszcie w pełni jak zależy mu na kuzynce i na tym aby nie siedziała z nosem na kwintę w domu. Rozczulił mnie do granic możliwości. Cieszę się, że ich relacje ulegają takiemu ociepleniu. Jednak współczuję mu cierpienia spowodowanego Kaylą. Tak wspaniały człowiek nie powinien odczuwać bólu związanego z miłością. Dziewczyna powinna sobie z nim osobiście wszystko wyjaśnić, a nie wciąż uciekać.
A ta sztuczna i kłamliwa blond suka Vanessa to co? Z jakiej racji czepia się naszej Ronnie?! Wyczuła zagrożenie, nie jest pewna swojej pozycji u boku Harry'ego i odbija jej palma. Już to widzę jak na życzenie Van, bohaterka idzie do Loczka i mówi mu, że nie mogą się spotykać a on grzecznie przytakuje. Pfff!
Gregor mnie przeraża odkąd pierwszy raz o nim napisałaś. To niebezpieczny i nieobliczalny typ. Ronnie musi się przed nim bronić wszelkimi sposobami, bo on jest w stanie skrzywdzić nie tylko ją, ale i chłopaków. A to do niczego nie prowadzi. Oby znalazła jakieś dobre wyjście z tej sytuacji.
Jej historia w posiadaniu Harry'ego oraz Zayna będzie bezpieczna, wierzę w to :)
Dobrze, że pojawiła się na stadionie. Potrzebuje wsparcia po potyczce z tym typkiem. Styles musi zrobić wszystko by nie dopuścić do jej krzywdy.
Fajnie, że akcja rozgrywa się w tak przemyślany sposób i możemy przeżywać wszystko wraz z bohaterami. Nie byłoby tego efektu gdyby Hazza i Ronnie od razu czuli do siebie mięte.
Jestem zachwycona skarbie.
Życzę Ci mnóstwo weny i całuję <3
@Gattino_1D
całkowicie podziwiam Ronnie za jej postawę - to, przez co przeszła, jest potworne. czytałam jej wyznanie z przerażeniem :) a mimo tego, co jej się przytrafiło, próbuje normalnie funkcjonować, po prostu żyć bez obaw o jutro. szkoda, że zgotowalas jej taki los XD muszę przyznać, że wprost uwielbiam końcówkę, czytałam ja parę razy:D wyobrazilam sobie Harrego jako jej anioła stróża, haha:D jak dla mnie - najlepszy fragment tego rozdziału!! Stylesmen XD i mimo dosyć ciężkiej fabuły, Twoje opowiadanie czyta się.naprawdę lekko:) i juz nie.mogę doczekać się kolejnych rozdziałów! tylko kurcze, trochę źle.mi się czytało przez to tło zlewajace się.z tekstem, nie wiem, może dlatego że.jestem ma telefonie, ale jednak. do napisania! xx
OdpowiedzUsuń@beziimienna, dzięki ze mnie informowalas podczas mojej nieobecności na tt:D
Na telefonie czyta się teraz beznadziejnie, wiem. Ale to przez to, że jest nowy szablon i tło jest ciemne i nijak nie mogę tego zmienić. Dziękuję za przybycie i komentarz x
UsuńTess wybacz, wiem, że teraz będziesz na mnie mega zła, ale naprawdę nie jestem w stanie napisać komentarza! Zabieram się za to już od dobrych kilku dni, ale nic z tego nie wychodzi. Chcę Ci więc powiedzieć, że czytałam i naprawdę mi się podobało! A od następnego rozdziału będę czytać i komentować od razu, bo taka przerwa zdecydowanie mi nie służy :o
OdpowiedzUsuń+ Przezajebisty szablon, no coś niesamowitego. <3