Rozdział 12

Słowa nieznajomego mężczyzny sprawiły, że poczułam przeszywający mnie po plecach nieprzyjemny dreszcz. Wciąż stałam w tym samym miejscu, a w mojej głowie roiło się od miliona podstawowych pytań, które miałam ochotę zadać w jednym momencie. Z drugiej zaś strony, każdy zdrowo myślący człowiek przygotowywałby się właśnie do ucieczki lub do jakiejkolwiek obrony. Tymczasem ja odrzuciłam od siebie chęć wycofania się. Zaszłam za daleko, bym teraz mogła tak po prostu odwrócić się za siebie i podążyć tam, skąd przybyłam. Dostałam szansę, którą zamierzałam dobrze wykorzystać. Ufałam ludziom za bardzo, doskonale to wiedziałam, ale ów mężczyzna wydawał się posiadać wiedzę, której potrzebowałam do tego, by ułożyć w całość porozrzucaną historię o moim pochodzeniu, o moim prawdziwym życiu.
- Czy tajemniczy D. to ty? – zapytałam po krótkiej chwili, chcąc przerwać w końcu to niepokojące milczenie. Nie odpowiedział od razu, jakby starał się dobierać odpowiednie słowa.
- Zawsze marzyłem o takiej rodzinie, o takiej córce – powiedział, uśmiechając się nieśmiało w moją stronę. Serce automatycznie zaczęło wybijać szybszy rytm. – Ale niestety nigdy nie było mi to dane. Nazywam się Roger Brown, jestem przyjacielem Daniela, twojego ojca.
- Więc notatka mówiła prawdę? – spytałam natychmiast, choć w głębi serca wiedziałam, że mówił prawdę.
Mężczyzna kiwnął jedynie głową, a ja poczułam coś bardzo podobnego do ulgi. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że liścik od tajemniczego nieznajomego rzeczywiście był prawdziwy. Moje wątpliwości na dobre rozwiały się, kiedy przeczytałam jeden z listów mamy, ale teraz musiałam mieć potwierdzenie w postaci żywych słów. Dostałam je i byłam z tego powodu naprawdę zadowolona. Nie mogłam uwierzyć, że własny ojciec mógł skazać mnie na to, czego dopuścił się Conrad. Nie łączyły nas żadne więzy krwi, dlatego tak łatwo poddał się rozkazom i groźbom Gregora. Nie byłam jego rodzoną córką, nie zżerało go aż takie poczucie winy, jakie powinno. Zawsze był dla mnie wzorem ojca, do czasu zrobienia ze mnie zapłaty za swoje długi. Podziwiałam i wierzyłam w niego nawet wtedy, gdy zaczęły się jego problemy z alkoholizmem. Wierzyłam, że w końcu otrząśnie się i z tego. Nigdy natomiast nie spodziewałam się, że będzie w stanie zdradzić mnie w tak okrutny sposób. Cieszyłam się, że nie był moim prawdziwym ojcem, a ogromny kamień obarczony jedynie bólem, spadł mi z serca.
- Co dzieje się z tatą? Gdzie teraz jest? – czym prędzej przerwałam bezcelowe rozmyślania o Conradzie, przypominając sobie osobę, która znaczyła dla mnie o wiele więcej.
Pragnęłam z całych sił spotkać się z Danielem, poznać go. Nie było mowy o odnowieniu naszych kontaktów, bowiem nigdy ich nie mieliśmy. Nie wiedziałam, kiedy dokładnie odszedł ode mnie i mamy lub co przyczyniło się do tego, że zostałyśmy same, a do jej życia wkroczył Conrad. Bardzo chciałam się tego dowiedzieć i nie mogłam doczekać się tej chwili. Odnosiłam jednak wrażenie, że spełnienie mojego marzenia będzie musiało jeszcze poczekać. Od razu przypomniałam sobie rozmowę z Harrym zaraz po tym, jak zapoznaliśmy się z treścią pozostawionej notatki. Chłopak zwrócił uwagę, że adresat mógł znajdować się w więzieniu. To wyjaśniałoby, dlaczego Daniela nie było tutaj z nami. Czułam, że miał poważne kłopoty, ale mimo wszystko, miałam ogromną nadzieję, że będę mogła jakoś mu pomóc.
- Odsiaduje wyrok, powinien być wolny za kilka miesięcy – powiedział Roger, a w jego głosie dało się słyszeć smutek. – Conrad go wrobił, tuż po śmierci twojej mamy.
Zamarłam na moment. Nie sądziłam, że wszystko zaczęło zdecydowanie wcześniej. Kiedy mama przegrała walkę z nowotworem, miałam piętnaście lat, a więc oznaczało to, że Daniel spędzał już czwarty rok w więzieniu. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, a w sercu poczułam znaczące ukłucie. Nie byłam nawet w stanie wyobrazić sobie tego, przez co przeszedł od tamtej pory. Więzienne piekło zmieniało człowieka już na zawsze.
- Bardzo chce cię poznać i żałuje, że nie możesz go odwiedzić – kontynuował Roger, a we mnie wzbierał się jeszcze większy smutek. – Ustalono bardzo wysoką kaucję, jestem przekonany, że Conrad maczał w tym swoje palce. Nie mam takiej sumy, żeby wyciągnąć twojego ojca. Ale wiem, że odnowiłaś kontakt ze swoim kuzynem, może gdybyś poprosiła go o pożyczkę...
Żałowałam, że sama nie mogłam pomóc Danielowi, ale nie zamierzałam prosić Zayna o tak wielką przysługę. Chciałam trzymać go jak najdalej od mojej przeszłości, dlatego odeszłam. Nie mogłam tak po prostu wrócić, prosząc od razu o pieniądze. Jakim człowiekiem bym była? Musiałam znaleźć inny sposób na to, by jak najszybciej zobaczyć się z tatą. Miałam mu tyle do powiedzenia, chciałam zadać mnóstwo istotnych dla mnie pytań. Był moją jedyną prawdziwą rodziną.
- Nie mogę tego zrobić, nie chcę, żeby miał z tym coś wspólnego – powiedziałam, spoglądając na mężczyznę. – Spróbuję wymyślić coś innego. Jak trafiłeś na mój trop?
- Ciężko było cię namierzyć – przyznał, przechadzając się tam i z powrotem. – Nie mieliśmy pojęcia, że jesteś tak blisko, tutaj w Londynie. Daniel powiedział, że mogę zatrzymać się w tym domku, a gdy do niego dotarłem, zastałem twoją przyjaciółkę Kaylę. Była pewna, że niedługo się zjawisz, dlatego postanowiłem poczekać. Dziewczyna miała rację, ale nie wiem, co się z nią stało. Pewnego dnia po prostu zniknęła.
Typowe zagranie Ferland, pomyślałam. Poniekąd rozumiałam jej zachowanie, ale nigdy dla siebie nie wybrałabym wiecznej ucieczki. Szczególnie wiedząc, że tak naprawdę nigdzie nie było bezpiecznego miejsca. Co prawda uciekłam z Nowego Jorku, bo nie widziałam innego wyjścia, by chronić przede wszystkim Hope, jednak w Londynie na podróż się skończyła. Dostawałam pogróżki, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że zmiana miejsca nie uwolni mnie od prześladowań ze strony Gregora. Miał władzę, dzięki której odnalazłby mnie nawet pod ziemią. Dlatego z wielkim trudem przyjęłam to do wiadomości, starałam się nie dać zastraszać i robić wszystko, by Hope niczego nie zabrakło. Pod tym względem zawiodłam na całej linii, a ta strata wciąż dawała o sobie znać.
Starałam się, by groźby Gregora aż tak bardzo mnie nie paraliżowały, jednak on zawsze wiedział, jak zrobić na mnie wrażenie. Kiedy zaatakował Harry'ego, zrozumiałam, że powinnam przestać go ignorować. Można było spodziewać się po nim wszystkiego, a odkąd podejrzewałam go o związek ze śmiercią siostry, nie miałam wątpliwości, że mógłby posunąć się nawet do zabicia niewinnego człowieka. Chciał za wszelką cenę postawić na swoim i nie patrzył na to, jakie przeszkody będzie musiał ominąć.
Harry. Za każdym razem, kiedy go wspominałam, moje serce biło w innym rytmie niż zazwyczaj. Miałam do siebie ogromny żal o to, w jaki sposób go zostawiłam. Pozwoliłam na takie, a nie inne pożegnanie, pozwoliłam, by wierzył, że następnego dnia wszystko będzie dobrze. Lubiłam tę jego naiwność, jeśli chodziło o moją osobę. Uwielbiałam i do granic możliwości doceniałam jego wiarę w to, że byłam silnym człowiekiem. Może poniekąd miał rację. Zostawienie go bez żadnego słowa wyjaśnienia wymagało od
e mnie zebrania ogromnych pokładów siły. Dziwiłam się, że udało mi się tego dokonać. Choć czasem miałam ochotę zawrócić, rozum podpowiadał mi, że podjęłam właściwą decyzję. Chroniłam kogoś, kto znaczył dla mnie więcej niż bym chciała.
- Zostawię cię samą, powinnaś przeczytać wszystkie listy od mamy – z przemyśleń wyrwał mnie głos Rogera, który lekko się uśmiechał, wskazując palcem na skrzynkę, leżącą tuż obok. – Zadzwoń, kiedy będziesz gotowa. Nie znałem dobrze Alice, ale mogę ci trochę o niej opowiedzieć.
Wzięłam od niego karteczkę z numerem telefonu, a w odpowiedzi podarowałam mu jedynie blady uśmiech. Nie było stać mnie na nic więcej, czułam jak znów zaschło mi w gardle. Czekało na mnie kilka listów do przeczytania, ale prawdę mówiąc nie wiedziałam, czy w ogóle chciałam znać ich treść. Owszem, pragnęłam wreszcie poznać prawdę o sobie, o prawdziwej rodzinie, ale jednocześnie bałam się tego, co mogłam znaleźć w tych listach. Ktoś przecież musiał być odpowiedzialny za to, że dorastałam w innej rodzinie. Obawiałam się, że prawda będzie zbyt bolesna. Mogłam poczekać również na wersję Daniela, jednak perspektywa kilku miesięcy bardziej przypominała wieczność. Nie miałam tyle czasu.
Chwyciłam z powrotem skrzynkę i ostrożnie ją otworzyłam. Wzięłam następną w kolejności kopertę, biorąc głęboki wdech. Wcale nie byłam na to przygotowana, jednak nie mogłam pozwolić, by strach całkowicie mną zawładnął. Musiałam wyjść mu naprzeciw.

Kochana Ronnie,
To początek Twojej historii. Żałuję, że prawdopodobnie dowiesz się wszystkiego z tych listów, choć wolałabym powiedzieć Ci to osobiście. Czuję niestety, że ten moment nigdy nie nadejdzie, a ja nie mogłabym odejść, nie wyjawiając prawdy. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.
Twój prawdziwy ojciec bardzo na Ciebie czekał. Marzył o tym, by mieć córkę. Nie byliśmy małżeństwem, gdy zaszłam w ciążę. Odpowiadał nam swobodny układ, który przynosił wiele korzyści. Wszystko było już gotowe na Twoje przyjście, choć zostało jeszcze kilka tygodni. Nie umiałam się Ciebie doczekać. Już wtedy byłaś moim oczkiem w głowie. Ale im bliżej było do porodu, tym Daniel bardziej zaczynał panikować. Nie wytrzymał tego napięcia. Powiedział, że nie jest gotowy, by się nami zająć. Uciekł, jak zwykły tchórz.
Ale wierzyłam w niego. Wierzyłam, że potrzebował jedynie czasu. Byliśmy tacy młodzi... Rzeczywiście, wrócił po kilkunastu dniach. Na Twój widok bardzo się wzruszył, pokochał Cię od pierwszego wejrzenia, widziałam to w jego oczach. Ale to niczego nie zmieniło. Nie był gotowy, by zostać ojcem. A ja pozwoliłam mu odejść. Dla dobra całej naszej trójki. Starałam się chronić Cię na wszelkie możliwe sposoby, a poświęcenie miłości mojego życia było tego warte.
Mam nadzieję, że sama nigdy nie będziesz musiała stanąć przed takim wyborem, ale jeśli już tak się stanie, pamiętaj, by się nie poddawać. Miłość pokona każdą przeszkodę.
Mama.

Harry. Mimowolnie znów o nim pomyślałam. Czy mogłam również zaliczyć naszą historię do tego, o czym wspomniała Alice? Poświęciłam to, co do niego czułam, wybierając świadomie ochronę. Z myślą, że trzymałam go z dala od niebezpieczeństwa, żyło mi się zdecydowanie lżej. Gdybym jeszcze raz stanęła przed takim wyborem, poszłabym dokładnie tą samą drogą. Sama musiałam podjąć walkę z przeszłością, by nie ucierpiały na tym drogie mi osoby. Od momentu, kiedy Conrad wydał mnie w ręce Gregora, zostałam skazana na samotność. Czas spędzony z Harrym dawał mi jednak poczucie, że wcale nie musiało tak być. Ale za jaką cenę?
Zamknęłam na chwilę zmęczone powieki, czując jak chłodne powietrze otula całe moje ciało, powodując na nim gęsią skórkę. Nie wiedziałam, co dalej robić. Daniel wychodził z więzienia dopiero za kilka miesięcy i byłam niemalże pewna, że nie zdołam przyspieszyć tego procesu. Chciałam zapytać, dlaczego tak bardzo bał się być moim ojcem. Nie znałam jeszcze całej historii i z całych sił powstrzymywałam się, by nie zrzucić na niego całej winy. Może gdyby z nami został, życie toczyłoby się innym rytmem. Mama nie zdołałaby pokonać choroby, ale gdyby Daniel przyjął mnie pod swoje skrzydła, może nigdy nie trafiłabym w ręce Gregora. Było naprawdę mnóstwo lepszych scenariuszy, ale nie widziałam większego sensu w tym, by się nad nimi zastanawiać. Nie mogłam cofnąć czasu, a to bolało chyba najbardziej.
Ronnie, Ronnie, Ronnie!
Harry. Tęskniłam za nim tak bardzo, że jego głos wciąż odbijał się echem w mojej głowie. Ciężko było mi się do tego przyznać przed samą sobą, a tym bardziej przed nim, ale naprawdę potrzebowałam jego pomocy. Spadł z nieba specjalnie dla mnie, a to zdecydowanie grzało w sercu. Miałam ogromną nadzieję, że pomimo mojego zachowania, zdawał sobie sprawę, że bardzo byłam mu wdzięczna. W tak krótkim czasie stał się dla mnie najbliższą osobą. Nie chciałam tego tracić, ale z drugiej strony dobrze wiedziałam, że była to jedyna właściwa decyzja.
Ronnie!
Nie mogłam dłużej słuchać głosu, na dźwięk którego drżało całe moje ciało. Miał na mnie niesamowity wpływ. Ostrożnie otworzyłam oczy, niechętnie uwalniając się z objęć nieobliczalnej wyobraźni. Westchnęłam ciężko, spoglądając przed siebie, jednak nie zdążyłam w porę zareagować.
- Ronnie – usłyszałam znajomy głos tuż nad sobą i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wszystko działo się naprawdę. – Nic ci nie jest?
Odważyłam się spojrzeć w jego tęczówki, w których zobaczyłam szczerą troskę. Moje ciało zareagowało dopiero teraz.
Podniosłam się z miejsca jak oparzona, odrzucając na bok drewnianą skrzynkę, z której momentalnie wysypały się listy i inne drobiazgi. Zaczęłam gorączkowo rozglądać się dookoła, mając obawy, że ktoś przez cały czas nas obserwował. Dlaczego wciąż przeczuwałam, że wydarzy się coś złego? Pokręciłam głową w celu odpędzenia wszystkich nieprzyjemnych myśli i czym prędzej zaczęłam zbierać porozrzucane wszędzie rzeczy.
- Co tutaj robisz? - zapytałam natychmiast, starając się nie patrzeć w jego stronę. – Jak mnie znalazłeś?
- Myślisz, że dla kogoś takiego jak ja, było to trudne zadanie? - w głosie Harry'ego dało się wyczuć nutkę złości, ale nie mogłam mu tego zabronić. Miał pełne prawo, żeby się na mnie wściekać. – Wiesz jak bardzo się martwiłem?
Nie chciałam tego słuchać, nie mogłam znieść tego, że go zraniłam. Harry pomógł pozbierać mi wszystkie rzeczy, niecierpliwie czekając na to, aż w końcu się odezwę. Ale co mogłam mu powiedzieć? Zwykłe „przepraszam” nie wydawało się w porządku.
Odłożyłam skrzynkę z powrotem na stopniu, wyprostowałam się i odwróciłam na pięcie, nie patrząc w stronę chłopaka. Miałam nadzieję, że może przez moją ignorancję w końcu sobie odpuści i zostawi mnie w spokoju. Nie miałam rozwiązania na inny bieg wydarzeń.
- Jaka ty jesteś uparta – po chwili poczułam na swoim lewym nadgarstku mocny i zdecydowany uścisk. Westchnęłam ciężko, poddając się. Wciąż stałam do niego plecami. – Ronnie, co mam zrobić, żebyś zrozumiała, że naprawdę mi na tobie zależy?
- A co się musi stać, żebyś zrozumiał, że jesteś w niebezpieczeństwie, kiedy ze mną przebywasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, gwałtownie odwracając się do niego. – Utrudniasz mi chronienie ciebie.
- Nie potrzebuję twojej ochrony, sam potrafię o siebie zadbać – powiedział nieco spokojniej, wciąż trzymając kurczowo mój nadgarstek. – To ja chcę chronić ciebie.
- Nie rozumiesz, że nie możesz być częścią mojego życia?! – krzyknęłam rozpaczliwie, choć żadne z nas się tego nie spodziewało.
Znów się od niego odwróciłam, starając się wyrwać z uścisku. Zrobiłam krok do przodu, ale to Styles był szybszy. Niemal natychmiast przyciągnął mnie do siebie, zmuszając, bym na niego spojrzała. W moich oczach zebrały się już łzy, jednak próbowałam być zła, by zniechęcić go do siebie. Nie udało mi się to tak, jakbym sobie życzyła. Jego upór i pewność siebie wzruszyły mnie do granic możliwości. Naprawdę mu na mnie zależało, bez względu na wszystko.
- Proszę, pozwól mi być przy tobie – wyszeptał w moje potargane włosy, ale doskonale go słyszałam. Nie potrafiłam odmówić po raz kolejny. Nie chciałam.
Zarzuciłam ręce na jego szyję, mocno go obejmując. Harry przytulił mnie do siebie jeszcze bardziej, a po chwili mogłam poczuć, jak całe jego ciało od razu się rozluźniło. Jakby poczuł ulgę. Uśmiechnęłam się do siebie przez łzy, zdając sobie sprawę, że dopiero teraz wszystko było na swoim miejscu. A troski i zmartwienia odeszły w zapomnienie, przynajmniej na te kilka sekund.

~ * ~


OD AUTORKI: Nie ma sensu tłumaczyć się z przerwy, która trwała aż dziewięć miesięcy. Cóż, tak się sprawy poukładały, że totalnie straciłam zapał do wszelakiego pisania, co również odbiło się na tej historii. Powoli zbieram się w sobie, szukam inspiracji i byle do przodu, prawda? Rozdział tak średnio mi się podoba, możliwe, że wyszłam trochę z wprawy, ale ogromnie się cieszę, że w końcu udało mi się go skończyć i mogę go dodać. Nie chcę obiecywać, kiedy pojawi się następny, bo mogę nie trzymać się tego terminu. Postaram się, by tym razem nie trwało to tyle miesięcy. Życzę Wam udanych ostatnich tygodni wakacji i do szybkiego napisania, buziaki!  P.S. Powoli nadrabiam też zaległości :)